Do zatrzymania kilkuset osób doszło w dwóch miejscach Mińska - na Placu Wolności, gdzie milicja wyłapywała przede wszystkim dziennikarzy, a także na Placu Niepodległości. Wśród zatrzymanych byli dziennikarze białoruskich mediów niezależnych oraz korespondenci z zagranicy, w tym z Polski.
Niezależne Białoruskie Stowarzyszenie Dziennikarzy podało w nocy, że zna nazwiska 39 zatrzymanych dziennikarzy, ale ogółem mogło ich być około 50. Formalnie, jak przekonywała milicja, reporterzy nie byli zatrzymani, a tylko doprowadzeni na komisariat w celu kontroli dokumentów i legalności pracy na Białorusi.
„W tych komisariatach nieznani ludzie w maskach sprawdzali wszystkie telefony komórkowe i Ci dziennikarze, którzy odmówili pokazania swoich telefonów komórkowych, zostali właśnie Ci czterej zatrzymani, których będą dzisiaj sądzić, wszystkich tych, którzy pokazali swoje telefony komórkowe wypuścili już wczoraj, a Ci którzy odmówili idą dzisiaj do sądu” – powiedział Michał Jańczuk, niezależny białoruski dziennikarz.
Wypuszczeni dziennikarze zamierzają nadal relacjonować wydarzenia na Białorusi. W sobotę w Mińsku planowany jest wielki marsz kobiet. Tymczasem Alaksandr Łukaszenka zapowiedział, że jego kraj odpowie na zachodnie sankcje. Białoruskie embargo może uderzyć w Polaków i Litwinów podróżujących samolotem do Rosji czy Chin. Łukaszenka chce dla nich zamknąć przestrzeń powietrzną i zmusić do lotów nad Bałtykiem czy Morzem Czarnym.