Prezydent USA Joe Biden, wyraził swoje obawy co do opóźnień w dostarczaniu pomocy humanitarnej do Strefy Gazy, uważając, że jest to zbyt wolny proces. Oświadczenie to zostało złożone w kontekście trwającego konfliktu izraelsko-palestyńskiego, który doprowadził do klęski humanitarnej w obszarze.
John Kirby, rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego (NSC), wyjaśnił, że przyczyną opóźnień są „działania państw w regionie”. Jednakże równocześnie podkreślił, że obecne zawarcie rozejmu prawdopodobnie przyniosłoby korzyści organizacji Hamas, która kontroluje Strefę Gazy. Mimo to rozważa się możliwość wprowadzenia „humanitarnej przerwy” w działaniach wojennych w celu umożliwienia dostarczenia pomocy humanitarnej.
Obecnie, jedynie 20 ciężarówek z pomocą humanitarną przekroczyło granicę między Rafah w Strefie Gazy a Egiptem. Sekretarz Generalny ONZ, Antonio Guterres, określił to jako niewielki wkład w obliczu rosnących potrzeb humanitarnych, a agencja ONZ ds. Pomocy Palestyńskim Uchodźcom (UNRWA) w Gazie donosi o wyczerpujących się zapasach.
Kirby odniósł się także do wezwań Guterresa i wielu szefów dyplomacji podczas debaty w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, które dotyczyły wprowadzenia rozejmu w konflikcie. Zaznaczył, że obecnie taki rozejm miałby na korzyść przede wszystkim Hamasu. Niemniej jednak rozważa się wprowadzenie pauzy „humanitarnej” w działaniach wojennych, aby umożliwić dostarczenie pomocy humanitarnej. Kirby wyjaśnił, że różnica między tymi dwiema opcjami polega na czasie trwania, skali i zasięgu.
Rzecznik NSC mówił również o ryzyku eskalacji i rozprzestrzenienia się konfliktu, przy czym podkreślił, że obecnie brak konkretnych informacji wskazujących na szybką mobilizację jakiejkolwiek strony do zaangażowania się w wojnę. Niemniej, jednak, Stany Zjednoczone przygotowują ogólny plan ewakuacji swoich obywateli z regionu, gdyby taka potrzeba się pojawiła.
Kirby zaznaczył również, że Iran jest odpowiedzialny za serię ataków na amerykańskie siły zbrojne w regionie. Pentagon doniósł o 13 atakach w ciągu ostatniego tygodnia, w tym 10 w Iraku i trzy w Syrii, przeprowadzonych przez bojowników wspieranych przez Iran. Kilku amerykańskich żołnierzy zostało rannych, a jeden cywilny pracownik Pentagonu zmarł na zawał serca podczas alarmu wywołanego przez atak rakietowy.