„Planów mam sporo (…). Na przykład zorganizowanie jubileuszu 150-lecia. To będzie nasz wspólny jubileusz z Wiktorem Dulko” — w przededniu swoich 80. urodzin mówi w rozmowie z TVP Wilno znany wileński poeta Aleksander Śnieżko.
Antoni Radczenko: 3 lutego obchodzi Pan swoje 80. urodziny. Proszę przyjąć najserdeczniejsze życzenia od zespołu redakcyjnego. W jakim nastroju jest Pan w przededniu urodzin?
Aleksander Śnieżko: Dziękuję. Nastrój dobry. Nie chwalę się, że jestem bardzo zdrowy i nie narzekam, że jestem chory. Jakoś się trzymam.
Jakie ma Pan najbliższe plany twórcze?
Planów mam sporo. Akurat oddałem do druku najnowszą książkę. Sądzę, że będzie gotowa za tydzień lub dwa. To będzie zbiór moich wierszy i pieśni religijnych pod tytułem „Odnalazłem cię Jezu na drodze krzyżowej w Kalwarii Wileńskiej”. W planach mam też zorganizowanie jubileuszu 150-lecia. To będzie nasz wspólny jubileusz z Wiktorem Dulko, z okazji moich 80 lat i jego 70. W planach jest również zorganizowanie wspólnej imprezy poetycko-muzycznej.
Na kiedy jest planowana impreza?
Planujemy ją na drugą połowę bieżącego roku. Ja mam urodziny w lutym, a Wiktor we wrześniu. Więc raczej we wrześniu odbędzie się nasz jubileusz. Planujemy wydać wszystkie nasze wiersze. Czeka nas ogromna praca, bo to będzie jakieś sześć tomów, w których znajdzie się około 1 200 wierszy i tekstów. Właśnie nad tym pracuję. Szukam we własnym archiwum wycinków z gazet z lat 50. i 60., kiedy opublikowałem swoje pierwsze wiersze.
Powracając do Pana najnowszej książki: Czy temat religii jest ważny dla Pana?
To jest moja filozofia drugiej połowy życia. W 2008 roku, wspólnie z ks. Dariuszem Stańczykiem oraz Polakami z Litwy i Polski, pojechałem na pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Byliśmy tam dwa tygodnie. Przez ten czas bardzo przesiąkłem atmosferą miejsc, gdzie żył Chrystus. Po pielgrzymce napisałem 100 wierszy o tematyce religijnej. Nadal je przerabiam, coś dopisuję. Nowa książka jest właśnie rezultatem moich zainteresowań.
Kiedy nastąpił Pana literacki debiut?
Pierwszy wiersz opublikowałem w roku 1959, był zatytułowany „Zima”. Oznacza to, że wiersze piszę już 66 lat. W roku 2000 miałem jubileusz „40 lat z poezją”, który odbył się w Domu Nauczyciela. Tam recytowano moje wiersze i śpiewano pieśni mego autorstwa. Wiersz „Zima” recytowali moi wnukowie. Bardzo sympatycznie to wyglądało.
Czy była jakaś reakcja na Pana pierwszy wiersz?
Pamiętam, że zaproszono mnie do „Młodych zastępów” działających przy redakcji „Czerwonego Sztandaru”. Tam zbierali się młodzi poeci i nauczyciele. Każdy czytał swoje wiersze, a później je omawiano. Różne były opinie. Pamiętam, że Henryk Mażul powiedział, że mu takie wiersze się nie podobają. Natomiast Aleksander Sokołowski, że mu się podobają. Od tego się wszystko zaczęło.
Jak w latach 60. i 70. wyglądało polskie środowisko literackie na Wileńszczyźnie? Czy przyjaźniliście się, czy jednak była rywalizacja?
Jak już mówiłem, był taki kącik literacki „Młode zastępy”. Spotykaliśmy się w redakcji „Czerwonego Sztandaru” raz na miesiąc, czasami raz na kilka miesięcy. Bardzo przyjemnie nam się ze sobą rozmawiało. Z pewnością cicha rywalizacja była. Nie było jednak nigdy wrogości. Wspieraliśmy się. Chyba w latach 80. mieliśmy wycieczkę na Białoruś śladami Adama Mickiewicza. Odwiedziliśmy Zaosie, Nowogródek, jezioro Świteź. Nasza kierowniczka, poetka Maria Łatocka, ogłosiła konkurs wierszy na temat śladów Mickiewicza. Później w „Czerwonym Sztandarze” ukazała się kolumna literacka z naszymi wierszami. Tyle że żadnych miejsc nie było. Nie było ani zwycięzców, ani przegranych.
Spora część pana twórczości jest powiązana z Kapelą Wileńską, dla której Pan pisał teksty. Jak doszło do współpracy?
Bardzo prozaicznie. To było chyba w roku 1988. Mieszkałem w dzielnicy Żyrmuny. Pewnego razu ktoś zadzwonił do drzwi. Otwieram, a tam wchodzą Zbyszek Lewicki, Romek Piotrowski oraz bracia Łatkowscy. Nie znaliśmy się wcześniej. Oni mówią: słyszeliśmy, że tu mieszka poeta. Potwierdziłem i zaprosiłem do środka. Oni odpowiedzieli, że mają zespół. Są już po pierwszym koncercie, ale niestety repertuar mają tylko przedwojenny. No i żona mi doradziła: Olek — weź się za współpracę, bo to jest twoja szansa. Tak zaczęliśmy współpracować. Współpraca trwa aż do dzisiaj. Napisałem dla Kapeli Wileńskiej oraz Kabaretu Wujka Mańka chyba z 50 piosenek. To ja jestem autorem piosenki „Wileński Polak”. W latach przebudowy zaczęto nas przezywać tutejszymi, Polakami białoruskimi lub ruskimi. To była moja odpowiedź na te przezwiska, że jestem wileński Polak i tak ma być.
Czy ciężko być polskim poetą na Litwie?
Długo zastanawiałem się nad tym pytaniem. Ciężko, ale radośnie. Mamy tysiące tematów do opisania. Kiedyś był język litewski i rosyjski, tym niemniej taka sytuacja nas hartowała. W Polsce nie było takich problemów. U nas tematów mnóstwo: Zułów, Rossa, Piłsudski. Na każdym kroku są patriotyczne tematy. Gdybym próbował zamieszkać w Polsce i tworzyć tam wiersze, to byłbym jednym z tysiąca. Natomiast na Litwie wśród polskich poetów jestem w pierwszej dziesiątce.
Czy po 80 latach czuje się Pan poetą docenionym?
Niby tak. Niestety uczestniczę w coraz mniejszej liczbie imprez. Zdrowie nie pozwala. Tym niemniej mam sporo zaproszeń, co wskazuje, że ludzie chcą ze mną spotkać się i w ten sposób uhonorować.
Czy polska poezja na Litwie nadal będzie istniała? Czy dostrzega Pan nowe pokolenie, które przyjdzie na wasze miejsce?
Dostrzegam. Na przykład jest Stowarzyszenie Literatów Polskich na Litwie, którym kieruje Bartosz Połoński. Działają. Być może wybrali trochę inny kierunek niż był u nas. Bardziej są nastawieni na zbliżenie się z literaturą litewską. Piszą po polsku, ale jednocześnie tłumaczą na litewski. Być może to i dobrze, ale mi to nie pasuje. Litewski znam i rozumiem, ale wierszy pisać nie potrafię. Próbowałem, ale nic z tego nie wyszło. Pisząc wiersz, trzeba wkładać w niego duszę. Duszę wkładać potrafię tylko w ojczystym języku.