Wielu młodych ludzi z Wilna, wyjeżdżając na studia do innego miasta czy państwa, decyduje się na zamieszkanie w akademiku – z pozoru, może się wydawać, że to bardzo dobra decyzja. Akademiki to w końcu znajomi w nowym miejscu w pakiecie, niskie ceny, i często dobre lokalizacje. To także epicentra życia studenckiego i miejsca, gdzie można nawiązać przyjaźnie na całe życie, jednak z całą pewnością akademik nie jest miejscem dla każdego.
O realiach życia w polskich akademikach opowiedziały nam Wilnianki, które trafiły do akademików w miastach takich jak: Kraków, Warszawa i Lublin.
Emilia Kuncewicz: Budzisz się. Pierwsza rzecz, która widzisz, to…?
Ewelina: Plakat, który przykleiłam na ścianę. Ciągle dekoruję pokój, aby w segmencie była fajna atmosfera, chociaż nie jest to niezbędne; w nowych akademikach mojej uczelni (AGH w Krakowie) wszystko jest nowe i przyjemnie się tam mieszka.
Joanna: Moją szafę. Jest dosyć duża, a pokój jest niewielki, bo mieszkam w nim sama. Trudno jest na pierwszy rzut oka dostrzec coś innego.
Iwona: Zazwyczaj mam zajęcia bardzo wcześnie rano i budzę się w całkowitej ciemności.
Mieszkacie w segmentach, czasem w pokojach z osobami, które na początku były obce. Czy nadal takie są?
Ewelina: Tak, rzeczywiście, były to dla mnie osoby obce. Mieszkam w pokoju z inną dziewczyną, obok nas w segmencie jest jeszcze drugi dwuosobowy pokój. Na 4 osoby dzielimy łazienkę i aneks kuchenny. Z czasem się zaprzyjaźniliśmy i jest naprawdę w porządku. Natomiast rok temu mieszkałyśmy z dwoma chłopakami w pokoju obok – nie było to tak łatwe, jak z dziewczynami. Nie dogadywaliśmy się, bo nie chcieli sprzątać, jednak teraz jest naprawdę przyjemnie.
Joanna: W pokoju obok, z którym dzielę segment – łazienkę i kuchnię – mieszkają jeszcze dwie dziewczyny, jednak się nie zintegrowałyśmy. Zamieniamy zaledwie kilka słów, mam wrażenie, jakbyśmy się starały siebie nawzajem unikać. Próbowałam z sąsiadkami rozmawiać, ale są dosyć introwertyczne i średnio chętne do interakcji.
Iwona: Każda z nas ma inny plan zajęć, niektóre pracują, mamy różne zainteresowania i dużo nauki, więc nie spędzamy ze sobą zbyt wiele czasu. Jednak, gdy któraś potrzebuje rozmowy, zawsze może na nią liczyć.
A jak wyglądają interakcje z innymi mieszkańcami akademika, a nie tylko najbliższymi sąsiadami?
Ewelina: Miejsc do poznawania nowych osób jest sporo – oprócz korytarzy są też wspólne miejsca, jak np. palarnia lub sala konferencyjna, gdzie można oglądać filmy, ale jest też sala do nauki, gdzie można się wspólnie uczyć. Mamy też wspólne kuchnie na każdym piętrze – to w nich zazwyczaj poznaje się ludzi. Także dlatego, że panuje niepisany zwyczaj, że gdy się widzi kogoś w kuchni, to się wita, życzy się smacznego, nawet gdy się go nie zna.
Joanna: Najczęściej nie ma opcji na interakcje z kimś spoza pokoju – słyszałam, że w innych akademikach jest więcej możliwości, u nas każdy jest raczej sam, oprócz studentów z Erasmusa i innych programów wymiany studenckiej. Nie ma u nas raczej większych imprez, posiadówek w pokojach czy wspólnego spędzania czasu. Wynika to raczej z braku chęci aniżeli braku możliwości – mamy i sale do tenisa i pokoje do integracji.
Iwona: W każdą środę odbywa się akademikowa integracja w piwnicach zwanych "Pod Aniołami". Czasami są to wieczory gier planszowych, karaoke, potańcówki, a innym razem spotkania koła biblijnego lub inspirujące spotkania z gośćmi.
A jak wygląda kwestia warunków, wiem, że starsze pokolenia kojarzą akademiki raczej z najniższym standardem.
Ewelina: Warunki są spoko, karaluchów nie mamy, chociaż słyszałam, że w innych akademikach ma to miejsce. Zatyka się zlew, to oczywiste, bo mieszkają razem 4 dziewczyny, ale da się to ogarnąć i utrzymywać wspólnie porządek.
Joanna: Mieszkam w jednym z nowocześniejszych akademików Uniwersytetu Warszawskiego, wszystko jest praktycznie nowe. Pomimo tego, że segmenty i pokoje są małe, warunki sprzyjają nauce i codziennemu funkcjonowaniu. W starszych akademikach uczelni tak kolorowo nie jest.
Iwona: Może i mój akademik był remontowany już kilka lat temu, ale jest wszystko, co niezbędne, jest czysto i ciepło. Łóżko może wydawać się twarde, ale to kwestia przyzwyczajenia.
Nieodłączną częścią studenckiego dnia są zajęcia. Jak daleko od waszego miejsca nauki znajduje się akademik?
Ewelina: Nasz kampus studencki jest ogromny, ciągnie się przez 2 kilometry, ale wszystkie akademiki są obok, więc szybko można trafić na zajęcia – do 15 minut. Niektórzy mają rowery i zajmuje im to zaledwie 2 minuty. Moja droga na zajęcia zajmuje jakieś 5 minut, co bardzo sobie cenię.
Joanna: 40 minut. Mój akademik jest nowszy, ale znajduje się daleko od centrum – a tam mam najwięcej zajęć, więc codziennie przemierzam miasto komunikacją miejską, czasami z przesiadkami – tramwaj, metro, autobus.
Iwona: Mieszkam w miarę blisko od uczelni, więc nie jest źle – akademik znajduje się 10–15 minut drogi transportem miejskim od uniwersytetu.
Po powrocie z zajęć czas na obiad – jak to wygląda w akademiku?
Ewelina: Jest wspólny aneks kuchenny w segmencie, ale też ogromna kuchnia na piętrze, więc jeżeli chce się tu gotować, to naprawdę można – liczą się chęci. Jednak, jeżeli ktoś nie chce, jest też pod akademikiem wiele knajpek lub stołówka studencka. Są tu zarówno obiady domowe, jak i lokale typu fast food. Miasteczko studenckie naprawdę wiele oferuje.
Joanna: Najczęściej wybieram kuchnię w segmencie, bo mi wystarcza, ale zawsze trzeba się tam załapać w momencie, gdy nikogo nie ma lub czekać, aż ktoś wyjdzie – w innym wypadku jest trochę niezręcznie.
Iwona: Wspólna kuchnia jest wyposażona w kuchenki i mikrofalówki, więc można gotować i podgrzewać jedzenie. Kuchnia jest przypisana do połowy piętra, ale ponieważ każdy ma inny plan dnia, kolejki raczej się nie zdarzają.
Czy trzeba iść na kompromisy? Np. nie śpi się, gdy inni się jeszcze uczą (bo przecież trzeba by wyłączyć światło…)?
Ewelina: Czasami trzeba, bo np. ktoś obok robi imprezę, więc słyszysz muzykę za ścianą. W pokoju mam fajną współlokatorkę, której nie przeszkadza to, kiedy uczę się do nocy, bo miała brata, który do późna grał w gry w ich pokoju, więc się przyzwyczaiła. Mi by to przeszkadzało, dlatego czasami trzeba się dogadać. Oprócz tego, jest sala nauki, która jest otwarta całą dobę, dlatego można iść się uczyć tam, aby nikomu nie przeszkadzać. Oprócz tego, mamy w miasteczku studenckim co czwartek imprezy pod akademikami, jednak ochrona o północy je kończy i wyprasza osoby, które nie mieszkają na kampusie. W segmencie bywają kolejki do łazienki, bo mieszkają tam 4 kobiety, ale to raczej zrozumiałe.
Joanna: Ja akurat mieszkam w pokoju sama, więc nie muszę iść na kompromisy, oprócz łazienki i kuchni, do których trzeba biec jak najszybciej, aby mieć tam choć odrobinę czasu dla siebie.
Iwona: Ze światłem i łazienką nie ma problemu – w pokoju jesteśmy we dwie, a łazienkę dzielimy na cztery osoby. Jedyne, na co trzeba zwracać uwagę, to używanie słuchawek, by nie przeszkadzać współlokatorkom.
.
A jak wygląda utrzymywanie porządku?
Ewelina: Wiem, że niektórzy robią harmonogramy, my natomiast robimy z dziewczynami tak, że umownie sprzątamy po kolei co tydzień.
Joanna: Nie było łatwo, bo dogadanie się ze współlokatorkami to wyzwanie – odpowiedzialność za sprzątanie zrzucają na siebie nawzajem, nie pilnują schludności w przestrzeniach wspólnych, a jak są inspekcje czystości, przeprowadzane kilka razy w roku, najczęściej odpowiedzialność za sprzątanie spada w końcu na mnie, chociaż mieszkamy we trzy. Jedna z sąsiadek ostatnio zaczęła mi pomagać, ale zakomunikowanie rówieśnikom swojej potrzeby czystości w taki sposób, aby nie brzmieć jak rodzic, jest bardzo trudne.
Iwona: Mi akurat się poszczęściło, bo moje współlokatorki lubią porządek. Jednak słyszałam od koleżanek z innych pięter, że u nich bywają z tym problemy, co prowadzi do kłótni, a nawet zgłaszania sprawy do administracji.
Rzeczywistość vs oczekiwania: życie w akademiku jest przedstawiane w taki sposób, że jest to miejsce „nawiązania relacji i nauki życia” – ale czy to prawda?
Ewelina: Wierzę, że jest to idealne miejsce dla studenta, przynajmniej mój akademik, który zdecydowanie polecam. Są dobre warunki do życia za dobrą cenę. Jest blisko na uczelnię, blisko do centrum, ma miejsce wiele wydarzeń, które ułatwiają integrację.
Joanna: Jakiś czas już tu mieszkam i teraz rozumiem już, dlaczego może to nie być miejsce dla każdego. Mimo że ciągle obok jest dużo ludzi, można się czuć dosyć samotnie, przez co czuje się lekkie napięcie, że robi się coś źle, że nie ma się odpowiedniej grupki „akademikowych” przyjaźni. Nie można też mieć całkowitej wolności, czuje się tę kontrolę administracji, jednak zdecydowanie można przez to przebrnąć i chociaż przez jakiś czas warto doświadczyć życia w akademiku.
Iwona: W obcym kraju akademik daje poczucie, że nie jest się samemu. Zawsze można liczyć na pomoc lub spędzić wieczór na rozmowie przy herbacie. Jednak dla mniej towarzyskich osób może to być wyzwanie. Życie w akademiku wymaga ciągłej komunikacji, wzajemnego szacunku i dostosowania się do wspólnej przestrzeni.