Sport czy styl życia? Marek Kubiak o kształtowaniu rycerzy XXI wieku

 Sport czy styl życia? Marek Kubiak o kształtowaniu rycerzy XXI wieku, fot. Getty Images
Sport czy styl życia? Marek Kubiak o kształtowaniu rycerzy XXI wieku, fot. Getty Images
podpis źródła zdjęcia

Dyscyplina, samodoskonalenie i wytrwałość – bynajmniej nie mowa tu o musztrze wojskowej. Chodzi o jedną z najstarszych dyscyplin sportowych świata, jaką jest właśnie karate. Z wielu stylów walki, chyba tym najbardziej wymagających, a zarazem wszechstronnym jest shidokan – znany jako „trójbój karate”. Łączy on w sobie elementy kyokushin, jak również innych technik.

Czym ten wyjątkowy styl różni się od innych technik karate? Jak wyglądają treningi i przygotowania do zbliżających się Mistrzostw Europy, których gospodarzem w tym roku jest właśnie Wilno? O wszystkich tajnikach, a także swoich własnych początkach w tym sporcie opowiedział nam Marek Kubiak – na co dzień prezes Wileńskiego Oddziału Związku Polaków na Litwie, po godzinach przywdziewający swój pięciokrotny czarny pas trener, który spod swoich skrzydeł wypuścił już niejednego mistrza Europy i świata.


Natalia Urbanowicz: Co zakłada filozofia karate i jakie wartości ze sobą niesie? Jak ta umiejętność walki może wpłynąć na życie codzienne?


Marek Kubiak: Karate to przede wszystkim filozofia samodoskonalenia się. Ściślej ujmując – szukamy przeciwnika nie w kimś, a w samym sobie, czyli walczymy ze swoimi słabościami. Rozwijane są takie cechy charakteru jak prawość, szacunek, odwaga, pewność siebie. Można powiedzieć, że kształtujemy rycerzy XXI wieku.


Patrząc na to, jak uczniowie radzą sobie w życiu dorosłym, codziennym, na pewno można powiedzieć, że to są liderzy. Zajmują dobre stanowiska, wielu założyło rodziny, odnosi sukcesy. Wiadomo, życie nie jest usłane różami, ale właśnie karate uczy takiej postawy wojownika, która zakłada determinację i pewność siebie. Bo karate to przede wszystkim szkoła charakteru.


Skąd u pana zainteresowanie właśnie tym stylem karate? Co go wyróżnia od innych?


Karate zacząłem się interesować w 1988 roku. Wtedy oczywiście trenowanie tych sztuk walki nie było legalne, a dostępne tylko dla specjalnych formacji mundurowych.


Ale, jak to najczęściej bywa, ten zakazany owoc kusi i smakuje najbardziej. Tak więc przychodziłem na treningi, które odbywały się w piwnicy przy ul. Kalwaryjskiej w Wilnie.


Drzwi były zamykane na kłódkę i wszystko owiane było tajemnicą. Po odzyskaniu niepodległości sytuacja się zmieniło, jednak mogę stwierdzić, że ten konspiracyjny klimat przerodził się w moją życiową pasję.


Początki moich ćwiczeń były oparte na stylu walki kyokushin, ale ponieważ z czasem pojawiła się możliwość wyjazdu z kraju, podróżowania, zacząłem poznawać też inne style.


W 2003 roku zapoznałem się ze shidokan. Jest to styl walki założony przez, wciąż żyjącego, japońskiego mistrza Yoshiji Soeno w latach 80. i charakteryzuje się przede wszystkim różnorodnością. Zrobił na mnie ogromne wrażenie – był uniwersalny, adepci musieli operować ciosami, wypasami. Trzeba umieć nie tylko ciosy, ale też rzuty, podcięcia itp.


Ten styl uczy też nastawienia do przeciwnika w walce, tego, żeby potrafić z nim współgrać. Dzisiaj sam propaguję i trenuję uczniów tego pełnokontaktowego stylu karate.


Jak pan myśli, dlaczego pana uczniowie zdecydowali się na trenowanie karate? Jak wyglądają treningi?


Najczęściej przychodzą do mnie młodzi ludzie, którzy mają tzw. „problemy w podwórku”. Przychodzą z takim celem, aby tym swoim „utrapicielom” się postawić. Z czasem jednak uświadamiają sobie, że uczą się czegoś więcej.


Młody karateka poprzez treningi poznaje siebie i uczy się pewności siebie. Mogę też to potwierdzić na swoim przykładzie. Byłem najniższy w klasie, co często prowokowało zaczepki, uszczypliwości ze strony rówieśników. Żeby nie być w tej sytuacji ofiarą, podjąłem się treningów, najpierw boks, potem karate, które nie tyle uczy, jak się postawić swoim przeciwnikom, co nabrać odwagi i takiego charakteru, dzięki któremu te zaczepki po prostu już nie ruszają.


Treningi są oparte na filozofii szacunku. Każde spotkanie rozpoczyna się od ukłonu w stronę nauczyciela, potem najczęściej odbywa się rozgrzewka i uczymy się poszczególnych elementów, takich jak ciosy, rzuty, dźwignie, podcięcia. Bardziej zaawansowani uczniowie mają też elementy walki. Na koniec również kłaniamy się w wyrazie szacunku.


Posiada pan 5 stopni wtajemniczenia, czyli tzw. pięciokrotny czarny pas – czy może pan o sobie powiedzieć, że w pewnym sensie osiągnął doskonałość?


W systemie karate istnieją stopnie szkoleniowe, które symbolizują rozwój adepta. Każdy, kto podąża tą drogą, przechodzi przez kolejne egzaminy, zdobywając kolorowe pasy. Każdy pas oznacza kolejny etap nauki, zdobywania umiejętności i hartowania ducha. Wiele osób błędnie sądzi, że czarny pas to zwieńczenie wysiłków, tymczasem w rzeczywistości jest to dopiero początek prawdziwej drogi karateki.


Filomaci i filareci wierzyli w nieustanne samokształcenie i rozwój – podobnie jest w karate. Droga samodoskonalenia nigdy się nie kończy. System stopni mistrzowskich, tzw. dan, sięga dziesiątego poziomu, a sam założyciel stylu często osiąga najwyższy z nich.


Jednak w filozofii karate nie chodzi o ostateczne osiągnięcie celu, lecz o proces dążenia do doskonałości. Bo doskonały jest tylko Bóg – człowiek zaś zawsze ma przed sobą drogę, na której powinien się rozwijać.


W Japonii powszechnym widokiem są mistrzowie po siedemdziesiątce, którzy nadal trenują karate. Dla nich to nie tylko sport, ale sposób na życie, praktyka hartująca ciało i umysł.


Sport w klasycznym rozumieniu jest czymś innym – to droga krótka, uzależniona od możliwości fizycznych, które z wiekiem się kurczą. Sportowcy mają krótkie kariery, często kończą je przez kontuzje lub spadek formy. Jednak w naszej filozofii karate to coś więcej – to narzędzie do poznania samego siebie, do przekraczania własnych granic i do pracy nad sobą na każdym etapie życia.


Czy miał pan okazję wykorzystać umiejętności poza salą treningową?


Starsi mistrzowie mawiają, że najlepsza walka to ta, która się nie odbyła. Ciekawostką jest tutaj wiktymologia, czyli nauka badająca prawdopodobieństwo stania się ofiarą przestępstwa.


Wskazuje ona, że ludzie niepewni siebie, o słabej postawie i niepewnym spojrzeniu są częstszym celem ataków. Przestępcy zapytani o to jakie wybierają ofiary, odpowiedzieli, że te, które wydają się słabe, podobnie jak drapieżniki w świecie zwierząt – wilk nie zaatakuje silnego, pewnego siebie przeciwnika, lecz wybierze jednostkę słabszą, chorą lub starą. Tak samo działa to w społeczeństwie.


Osoby trenujące karate zmieniają się – nie tylko fizycznie, ale też mentalnie. Trening buduje siłę i pewność siebie. Człowiek, który przelewa pot na sali treningowej, ma mniejsze szanse, by znaleźć się w sytuacji zagrożenia. Dlaczego? Bo jego sylwetka, sposób poruszania się i spojrzenie wysyłają jasny komunikat: „Nie warto mnie atakować.”


Paradoksalnie, osoby posiadające czarny pas rzadko spotykają się z agresją na ulicy – nie dlatego, że są groźne, ale dlatego, że nie wyglądają na łatwe ofiary.


Odpowiadając na pytanie, na szczęście nie musiałem się mierzyć z prawdziwym napastnikiem, ale zawsze jestem na to gotowy, co zmniejsza prawdopodobieństwo bycia zaatakowanym.


Czy umiejętność sztuk karate potrzebna jest nam dzisiaj w społeczeństwie?


W mojej opinii problemem dzisiejszego społeczeństwa nie jest tylko fizyczna słabość. Coraz bardziej brakuje nam szacunku – dla innych ludzi, dla starszych, dla nauczycieli, dla przyjaciół. Żyjemy w czasach, gdy ludzie myślą głównie o sobie, a bezstresowe wychowanie sprawia, że dzieci znają swoje prawa, ale zapominają o obowiązkach.


Karate kształtuje charakter. Na treningach człowiek uczy się dyscypliny, wytrwałości i pokory. Zaczyna rozumieć, że choć może kogoś nie lubić, to powinien go szanować. Ta zmiana następuje stopniowo, niemal automatycznie. Mówi się, że karate to nie tylko sport, to szkoła życia. To nie są puste słowa – wystarczy spojrzeć na ludzi, którzy trenują od lat. To ludzie prawi, silni, ale jednocześnie pełni pokory i szacunku dla innych.


Za tydzień Mistrzostwa Europy, których Wilno jest gospodarzem. Czy zawodnicy są zwarci i gotowi?


Na europejskiej scenie karate nasza litewska federacja cieszy się dużym uznaniem. Prezydent Europejskiej Federacji wysoko ocenia naszą działalność, a dowodem tego jest fakt, że powierzono nam organizację tegorocznych mistrzostw. To dla nas ogromny zaszczyt, ale jednocześnie wielka odpowiedzialność. Przygotowania idą pełną parą, a w powietrzu czuć ekscytację i tremę. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem i stworzymy wydarzenie, które zapisze się w historii europejskiego karate.


Ostatni raz mistrzostwa odbyły się w Wilnie w 2007 roku. Teraz, po latach, powracają do naszego miasta. To dla nas szczególny moment, grupa zawodników, której mocny trzon stanowią m. in. Polacy z Wilna przygotowuje się w pocie czoła.

Fot. materiały organizatora
Fot. materiały organizatora
źródło: Natalia Urbanowicz/TVP Wilno
Więcej na ten temat