W sobotę siły zbrojne Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii przeprowadziły skoordynowane ataki na pozycje rebeliantów Huti w Jemenie, powodując śmierć 31 osób i raniąc 101. Były to pierwsze tego typu operacje od czasu objęcia urzędu przez prezydenta Donalda Trumpa w styczniu.
Według informacji przekazanych przez wspieranych przez Iran rebeliantów Huti, naloty miały miejsce w stolicy kraju Sanie, a także w regionach Sada, Al-Bajda i Rada. Ofiarami ataków były głównie kobiety i dzieci.
W październiku 2023 roku, w odpowiedzi na wybuch wojny Izraela z islamistami z Hamasu w Strefie Gazy, Huti rozpoczęli ataki rakietowe i dronowe na Izrael oraz statki pływające po Morzu Czerwonym, wyrażając w ten sposób solidarność z Palestyńczykami.
Amerykańskie Centralne Dowództwo (CENTCOM) opublikowało materiały przedstawiające starty myśliwców z lotniskowca oraz momenty uderzeń bombowych na cele naziemne. Według oficjalnych komunikatów, precyzyjne ataki miały na celu obronę interesów USA, odstraszanie przeciwnika oraz przywrócenie swobodnej żeglugi na Morzu Czerwonym.
Prezydent Donald Trump w mediach społecznościowych zapowiedział użycie "miażdżącej, śmiertelnej siły" aż do osiągnięcia amerykańskich celów związanych z zagrożeniem, jakie Huti stanowią dla statków. Wezwał również Iran do natychmiastowego zaprzestania wspierania Huti.
Rebelianci Huti, kontrolujący znaczną część Jemenu od ponad dekady, zagrozili odwetem za amerykańskie ataki. Jako część "osi oporu" – grup wspieranych przez Iran i zdecydowanie przeciwnych Izraelowi oraz USA – Huti odgrywają kluczową rolę w regionalnych napięciach.
Sytuacja w Jemenie pozostaje napięta, a międzynarodowa społeczność z niepokojem obserwuje rozwój wydarzeń, obawiając się eskalacji konfliktu i jego wpływu na globalną gospodarkę oraz bezpieczeństwo na szlakach morskich.