Najpiękniejszej piosenki w moim życiu nauczyła mnie mama, kiedy byłam jeszcze bardzo małą wilnianką. Nie była to „Wlazł kotek na płotek” (znałam ją, ale chyba już wtedy przeczuwałam, że sensu w niej nie za wiele), nie była też „Ukochana moja ziemio, Wileńszczyzny drogi kraj” (tę to na weselach śpiewałam, ale jest w niej tyle smęcenia, utrapienia i wzdychania do czasów dawno minionych, że nawet małemu dziecku mija chęć skakania na skakance po jej odśpiewaniu), a nawet nie była to „Małgośka” Maryli Rodowicz (choć ta piosenka znalazłaby się chyba w moim top 3 z okresu dzieciństwa). Piosenką najważniejszą i w dalszym ciągu uważaną przeze mnie za najpiękniejszą na świecie caluśkim jest „Ty pójdziesz górą, a ja doliną”.