Wybory na Białorusi pod znakiem protestów i zamieszek

Białorusini nie przyjęli ogłoszonych w niedzielę wstępnych wyników wyborów ze spokojem i masowo ruszyli na ulice. Centralna Komisja Wyborcza poinformowała, że wybory prezydenckie wygrał Alaksandr Łukaszenka. Drugie miejsce zajęła Swiatłana Cichanouska, która otrzymała niecałe 10 proc. głosów.

Wczorajsza noc u naszych sąsiadów upłynęła pod znakiem protestów i zamieszek. To reakcja na wynik niedzielnych wyborów, w których według państwowych danych, z ponad 80 procentowym poparciem wygrał urzędujący prezydent Alaksandr Łukaszenka. Po starciach z milicją zatrzymano około 3 tys.osób, docierają też informacje o rannych i przynajmniej o jednej ofierze śmiertelnej.

O sfałszowaniu wyborów mówią też Białorusini, którzy głosować chcieli na Litwie. Przed ambasadą Białorusi w Wilnie od rana ustawiała się długa kolejka. Do środka weszło tylko około pół tys. wyborców, mimo że chętnych było znacznie więcej. Do południa do budynku wpuszczano jednocześnie po 2 osoby, po południu tylko jedną.

Ci, którym nie udało się zagłosować, swoje oburzenie wyrazili, pikietując przed ambasadą.

Podobne akcje protestacyjne odbyły się przed wieloma placówkami dyplomatycznymi Mińska w różnych krajach, w tym także w Warszawie.

Władze Litwy i Polski wyraziły zaniepokojenie brutalną pacyfikacją powyborczych manifestacji. Jeszcze w nocy obaj prezydenci skierowali apel do Alaksandra Łukaszenki.

Premier Polski Mateusz Morawiecki wystąpił z inicjatywą do Rady Europejskiej o zwołanie nadzwyczajnego szczytu w sprawie sytuacji na Białorusi.

Swiatłana Cichanouska wezwała swoich zwolenników i funkcjonariuszy służb siłowych do powstrzymania się od przemocy. Odpowiedzialnością za to, że podczas starć ucierpieli ludzie, obarczyła białoruskie władze.
Więcej na ten temat