Hołd dla ofiar katastrofy w Czarnobylu

Liderka białoruskiej opozycji Swiatłana Cichanouska (P) i ambasador USA na Białorusi Julie Fisher (L) podczas uroczystości złożenia kwiatów pod pomnikiem Matki Czarnobylskiej w Parku Sapiehów na Antokolu, fot. PAP/Valdemar Doveiko
podpis źródła zdjęcia

26 kwietnia mija 35 lat od katastrofy w elektrowni atomowej w Czarnobylu. Do atmosfery przedostały się wówczas duże ilości substancji radioaktywnych, skażeniu promieniotwórczemu uległ obszar o powierzchni 146 tys. km kw. na pograniczu Białorusi, Ukrainy i Rosji, a powstała chmura radioaktywna rozprzestrzeniła się nad znaczną częścią Europy.

Wczoraj, 21 kwietnia, przebywający w Wilnie Ambasador RP w Mińsku Artur Michalski oraz Ambasador USA w Mińsku Julie Fisher, wspólnie z przedstawicielką białoruskiego społeczeństwa obywatelskiego Swietłaną Cichanouską, złożyli kwiaty pod pomnikiem Matki Czarnobylskiej w Parku Sapiehów na Antokolu.

W związku ze zbliżającą się rocznicą tego tragicznego wydarzenia oddano hołd ofiarom katastrofy. W przededniu 35. rocznicy tragicznych wydarzeń w Czarnobylu litewscy politycy spotkali się z ambasador USA w Mińsku Julie Fisher.

– Poruszyliśmy m.in. kwestię bezpieczeństwa energetycznego w związku z uruchomieniem elektrowni w Ostrowcu. Sytuacja na Białorusi wygląda niebezpiecznie. Nie istnieje tam polityka bezpieczeństwa energetycznego. Nie może być nawet mowy o niezależnym nadzorze energetycznym. Niezależni eksperci międzynarodowi nie są wpuszczani na teren elektrowni atomowej. Posiadamy informacje, że białoruscy specjaliści znaleźli już setki usterek, ale na ich uwagi nie ma żadnej reakcji ze strony białoruskich władz. Wiadomo też, że każdy ekspert, który wskazałby Łukaszence jakiekolwiek usterki, nie tylko straciłby pracę, ale też głowę – w rozmowie z TVP Wilno komentuje konserwatysta Žygimantas Pavilionis.

Rozmówca podkreśla, że paradoksalnie Białoruś, która faktycznie najbardziej ucierpiała w wyniku katastrofy, buduje sobie „Czarnobyl nr 2”.

– Gdy przed sejmowymi wyborami w 2016 r. zbierałem podpisy przeciwko budowie elektrowni atomowej w Ostrowcu, każda trzecia osoba, która składała swój podpis, była Białorusinem. Dziękowali nam, że zbieramy podpisy. Wszyscy białoruscy demokraci są po naszej stronie, przecież bronimy także ich interesów. Oni, podobnie jak my, nie chcą „Czarnobylu nr 2”. To jest nasza wspólna walka o przyszłość naszą i naszych dzieci. W razie awarii w Ostrowcu ucierpiałaby cała Europa, zaś uszczerbek dla środowiska w przeliczeniu stanowiłby miliardowe sumy pieniędzy – zapewnia polityk.

Zaznacza przy tym, że Litwa dokonuje wszelkich starań, żeby energia elektryczna z Ostrowca nie trafiała na rynek międzynarodowy.

– Już wiadomo, że przez Rygę energia z Ostrowca trafia na rynek krajowy. W tej chwili minister energetyki Dainius Kreivys intensywnie pracuje nad tym, żeby energia z Białorusi nie przedostawała się na rynek europejski. W tym dążeniu wspierają nas wszystkie kraje członkowskie UE. Nic dziwnego, przecież Ostrowiec znajduje się dwa razy bliżej od Berlina niż Czarnobyl – zauważa rozmówca. Dodaje, że Litwa stale dokonuje pomiaru radioaktywności.

– Zmuszeni jesteśmy monitorować środowisko, bo wiadomo, że Białoruś nigdy od razu nie powiadomi o awarii. Dotychczas społeczność nie została poinformowana o żadnym incydencie w Ostrowcu, chociaż wiadomo, że miały one tam miejsce. Trzeba pamiętać, jak reżim sowiecki skrywał przed światem katastrofę w Czarnobylu. Ludzie przez wiele tygodni nie wiedzieli o strasznym zagrożeniu. Mój ojciec wówczas, nieświadomy bezpieczeństwa, pracował na dworze. Zmarł na skutek choroby onkologicznej, którą mogły spowodować skutki katastrofy czarnobylskiej. Taki sam reżim obserwujemy teraz na Białorusi, nie możemy mu wierzyć. Rządzi tam dyktator, któremu pozyskać władzę pomógł przewrót konstytucyjny – tłumaczy Žygimantas Pavilionis.

Jego zdaniem, budowa elektrowni atomowej w Ostrowcu to geopolityczny projekt Putina, którego celem jest m.in. skłócić Litwinów i Białorusinów, kraje bałtyckie i Polskę, Ukrainę i kraje zachodnie.

– Niewykluczone, że może on nawet sprowokować „nieduży” incydent jądrowy, po którym nie tylko Wilno czy Litwa, ale cały region nigdy się nie pozbierają – kontynuuje Pavilionis. Zdaniem polityka, budowa elektrowni atomowej w odległości zaledwie 50 km od Wilna jest też zemstą Putina wobec polityki prowadzonej przez Litwę.
źródło: TVP Wilno/, fot. PAP/Valdemar Doveiko
Więcej na ten temat