Spokojne do niedawna życie wsi Rudniki zostało zakłócone. – Jest lepiej, ale nie jest dobrze – tak o życiu w Rudnikach w rozmowie z TVP Wilno powiedział Henryk Baranowicz, starosta gminy Biała Waka, do której należy wieś Rudniki w rejonie solecznickim. Spokój Rudnik został zakłócony, gdy pod koniec lipca obok wsi powstał największy na Litwie obóz dla nielegalnych migrantów, mogący pomieścić ok. 800 osób. W Rudnikach mieszka około 600 osób, w zdecydowanej większości to Polacy.
- Na początku, gdy uchodźcy
zostali tu rozlokowani, sytuacja była bardzo napięta. Obecnie jest lepiej,
spokojniej, choć mieszkańcy nadal nie
czują się bezpiecznie – zaznaczył starosta.
Grupa
bezpiecznego sąsiedztwa
W trosce o własne
bezpieczeństwo z inicjatywy starosty gminy Biała Waka została powołana grupa
bezpiecznego sąsiedztwa. Około 40 osób rotacyjnie każdego wieczoru dyżuruje od
godz. 19 do godz. 1 w nocy.
– Ogrodzenie
zostało wzmocnione. Mamy pomoc z Polski, to znaczy o nasz spokój dbają także
funkcjonariusze z Polski. Nasza policja też często patroluje. Rudniczanie
stworzyli grupę bezpiecznego sąsiedztwa, ta grupa dla policji to uszy i oczy. W
ciągu ostatnich dwóch tygodni ochotnicy pełniący dyżury nie odnotowali już
większych incydentów. Nie widać tych samochodów z zagranicznymi numerami
rejestracyjnymi – mówi Henryk Baranowicz.
Starosta mówi, że w
miasteczku robi się wszystko, aby mieszkańcy czuli się bezpieczniej. Staraniem
lokalnych władz osobom starszym, które mieszkają w okolicy obozu, rozdane
zostały pojemniki z gazem, telefony z wprowadzonym numerem alarmowym 112,
rozdano im też gwizdki.
– A więc dzięki
temu wszystkiemu od razu poczuliśmy się bezpieczniej. Rodzice i dyrekcja szkół
także dbają o bezpieczeństwo dzieci. Teraz w miarę możliwości staramy się, aby
dzieci były podwożone szkolnymi autobusikami jak można bliżej domu. Na przykład
mieliśmy kilka długich ulic, ponad kilometr i był jeden przystanek, skąd
zabierano i przywożono uczniów. Teraz dla bezpieczeństwa zrobiono trzy
przystanki, aby dzieci nie musiały daleko iść. Wszystkie okoliczne ulice są
oświetlone przez całą noc, zainstalowano kamery, więc robimy wszystko, co w
naszej mocy. Z mieszkańcami jesteśmy w stałym kontakcie – tłumaczy.
Jak mówi, chociaż teraz jest już spokojniej, ale sytuacja nadal jest napięta i mieszkańcy nie czują się tak, jak czuli się, zanim tu zamieszkali uchodźcy.
– Teraz jest o wiele spokojniej, ponieważ już nie uciekają tak często jak przedtem. Na samym początku to było tragicznie. Gdy tylko tu zamieszkali, pod obóz zaczęły przyjeżdżać samochody z niemiecką i francuską rejestracją, które potem razem odjeżdżały. Nie wiem, jak oni umawiali się z nimi, ale mieli jakieś specjalne sygnały, którymi powiadamiali, że podjechali albo porozumiewali się telefonicznie. Przecież oni mają komórki, więc zdzwaniali się. Było łatwiej uciec. Ci, którzy nie mogli zorganizować ucieczki, czasami po prostu na kilka godzin opuszczali teren „dla rozrywki”. Więc nasi mieszkańcy spotykali ich na ulicach, drogach. Z pierwszych ust, to znaczy sami migranci mówili, że nie chcą nic złego, że chcą tylko wyjść na wolność, bo już nie mogą dłużej tak siedzieć, że żyją gorzej jak w więzieniu – opowiada starosta.
Zamieszki w
obozie
W obozie często dochodzi
do zamieszek. Niezadowoleni z warunków życia migranci szturmowali ogrodzenie.
Do stłumienia buntu kierowani są wówczas funkcjonariusze policji i straży
granicznej.
– Nieopodal tego
obozu mieszkają ludzie i słyszą te dzikie krzyki. To naprawdę jest przykre i
przerażające. Ludzie boją się tych krzyków – zaznaczył.
Pod koniec lipca
mieszkańcy wsi dowiedzieli się, że na poligonie wojskowym znajdującym się w
puszczy, w odległości około pół kilometra od ich domostw, zostanie rozlokowany
obóz. Ta wiadomość dla mieszkańców była jak grom z jasnego nieba. Przerażeni
mieszkańcy wsi i okolicznych miejscowości spontanicznie zablokowali drogę, by
samochody przewożące na poligon namioty nie mogły wjechać. Policja zażądała
zejścia z drogi. Ostatecznie protestujący zostali zepchnięci siłą.
– Nie chcieliśmy,
żeby powstał tu obóz. Protestowaliśmy i nadal protestujemy, ale jesteśmy
świadomi, że on już tu pozostanie i robimy wszystko, by przynajmniej było w nim
jak najmniej osób i żeby teren był należycie zabezpieczony. Rozumiemy, że to
terytorium nie jest własnością mieszkańców – mówi Henryk Baranowicz.
Obecnie w obozie
przebywa ok. 750 nielegalnych migrantów. Są to mężczyźni z Iraku, Syrii i
krajów Afryki.
Uwaga dla
sytuacji kryminogennej w obozach
Zastępca
nadkomisarza policji Arūnas Paulauskas przedstawił na posiedzeniu sejmowego
komitetu ds. bezpieczeństwa narodowego i obrony sytuację kryminogenną w obozach
dla migrantów.
Policja wszczęła kilka postępowań w sprawach kradzieży, grabieży, doznanych urazów oraz domniemanej męskiej prostytucji uprawianej w obozach. Paulauskas potwierdził wcześniejsze doniesienia mediów, że w obozach powstają kasty. Do najwyższej należą Arabowie i Kurdowie, do średniej uchodźcy z państw Afryki, Afganistanu i Syrii, natomiast najniższą kastą są obywatele Sri Lanki, Indii i innych państw tego regionu. Na szczycie obozowej hierarchii są migranci, którzy mają więcej pieniędzy i siły fizycznej.
– Życie toczy się
dalej, ale z niecierpliwością czekamy, kiedy nielegalni imigranci zostaną
wywiezieni – zaznaczył starosta.