65 lat temu odbyła się premiera uznawanego za arcydzieło filmu „Ostatni dzień lata"

 fot. domena publiczna
65 lat temu odbyła się premiera do dziś uznawanego za arcydzieło filmu „Ostatni dzień lata", fot. domena publiczna
podpis źródła zdjęcia

65 lat temu, 4 sierpnia 1958 r., odbyła się premiera „Ostatniego dnia lata", debiutu reżyserskiego Tadeusza Konwickiego. Nakręcony za pomocą minimalnych środków film zyskał międzynarodową sławę.

„Mamy do czynienia z filmem, który dla polskiej kultury jest jednym z najważniejszych tytułów, dlatego że zapoczątkował u nas kino autorskie na światowym poziomie" – powiedziała PAP profesor Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie historyk filmu Barbara Giza, współpracująca z Filmoteką Narodową FINA.


„Także dlatego, że otworzył drogę artystyczną w filmie dla Tadeusza Konwickiego" – dodała ekspertka.



Fabuła



Trwający 59 minut „Ostatni dzień lata" ukazuje spotkanie na pustej plaży młodego mężczyzny i dojrzałej kobiety. Oboje mają za sobą traumatyczne przeżycia, które powodują w nich dystans emocjonalny w kontaktach z ludźmi, a przede wszystkich blokady w relacjach uczuciowych.


Cała akcja obrazu toczy się jednego dnia i składa się z rozmów bohaterów, podczas których próbują oni się do siebie zbliżyć. Z jednej strony widać w nich chęć nawiązania relacji, a z drugiej strony mur, jaki jest wynikiem traum odniesionych w przeszłości. Po premierze filmu recenzenci pisali, że „to portret okaleczonego wojną pokolenia", ale zaznaczali też, że: „nie powinno się ograniczać tej opowieści jedynie do płaszczyzny historycznej". Obraz określili oni mianem „nastrojowego studium psychologicznego, dramatu samotności i bezradności dwojga ludzi niezdolnych do podjęcia próby wspólnego życia".


Nowość w polskim kinie


Filmem tym Konwicki zapoczątkował nowy styl w polskim kinie. Można znaleźć opinie, że był to styl nawiązujący do filmu „Hiroszima, moja miłość" w reżyserii Alaina Resnais. Warto jednak pamiętać, że Konwicki swój film nakręcił rok wcześniej niż francuski reżyser.


„»Ostatni dzień lata« stanowił przełom ze względu na język, jakim się posługiwał, sposób opowiadania, pokazywania postaci i atmosferę. To równało go niemal z kinem światowym" – zauważyła prof. Giza. „Gdy dostał nagrodę w Wenecji, uważano go za jakiś rodzaj zupełnego ewenementu. Film ten bardzo się spodobał zachodniej publiczności" – podkreśliła ekspertka.


Mimo minimalizmu scenerii pojawiają się w tym obrazie wysoko przelatujące wojskowe samoloty odrzutowe, które wprowadzają pierwiastek niepokoju i kontrastują z ogólnym nastrojem opowieści. Ten zabieg odczytywany był przez recenzentów na różne sposoby, jedni pisali, że ma to nawiązywać do historii kobiety, która straciła w czasie wojny bliskiego sobie mężczyznę – lotnika. Inni uważali, że przelot odrzutowców miał być odniesieniem do ówczesnej napiętej i nerwowej sytuacji politycznej na świecie. Miał wprowadzić realizm i niepokój w nastrój rozmów bohaterów. Pojawiały się też opinie, że to odwzorowanie II wojny i traum bohaterów. „Był to film dla Konwickiego niezmiernie ważny, gdyż otwierał dla niego nowe pola twórcze. Wcześniej Konwicki był literatem, tu wystąpił jako scenarzysta i reżyser" – zaznaczyła prof. Giza. „Konwicki osiągnął największe mistrzostwo, gdyż stał się chyba najważniejszym w Polsce przedstawicielem filmu autorskiego. Takiego, w którym pomysł, scenariusz, reżyseria, obsada i pewna atmosfera pochodzi od jednej osoby" – kontynuowała.


Był to dobry początek kariery Konwickiego jako scenarzysty i reżysera. W kolejnych latach spod jego ręki wyszły scenariusze filmów, które dziś są uznane za najważniejsze dzieła polskiego kina, np.: „Matka Joanna od Aniołów", „Salto", „Faraon", „Kronika wypadków miłosnych", „Lawa" czy „Dolina Issy". Konwicki rozwijał kunszt filmowca i swój autorski styl, zapoczątkowany w „Ostatnim dniu lata". Widać to wyraźnie w jego kolejnych dziełach.


„Nigdy nie pokuszono się o przeniesienie mickiewiczowskiego dramatu na ekran. Jako pierwszy swoją wizję »Dziadów« w wersji filmowej przedstawił Tadeusz Konwicki. Wpadł na pomysł niesłychany, fascynujący, a zarazem zwariowany i karkołomny" – tak o filmie „Lawa", będącym adaptacją „Dziadów", pisał w marcu 1988 r. „Tygodnik Kulturalny".


O „Dolinie Issy" po premierze pisano zaś: „Czy można mgłę, rozrzedzone poranne powietrze, blask zachodzącego słońca uczynić bohaterami utworu ekranowego? Czy można oprzeć dramaturgię filmowej całości na wysnutych z pamięci, delikatnych jak nitki babiego lata, starych, rodzinnych fotografiach z niezapomnianego albumu? Trzeba Tadeuszowi Konwickiemu, scenarzyście i reżyserowi, oddać sprawiedliwość. Dokonał rzeczy niebywałej. »Dolina Issy« Czesława Miłosza uchodziła bowiem za powieść krańcowo »niefilmową«".


„Ostatni dzień lata" nakręciła zaledwie pięcioosobowa, zaopatrzona w prymitywny sprzęt ekipa. Ważną rolę w procesie realizacji odegrał operator Jan Laskowski, wymieniony w czołówce jako współreżyser filmu. Zdjęcia kręcono na plaży w Wejherowie.


„Był to film realizowany w bardzo niesprzyjających warunkach budżetowych i pogodowych, sceny na plaży kręcono jesienią, gdy było już zimno, na bardzo małej ilości taśmy, prymitywnymi metodami, cały czas pojawiały się jakieś problemy i brakowało wszystkiego. Konwicki często wspominał o tym, gdy mówił o tym filmie" – opowiadała prof. Giza.


W recenzjach „Ostatniego dnia lata" zwracano również uwagę na kreacje aktorskie: Ireny Laskowskiej (była to jedna z jej najlepszych ról) i bardzo młodego Jana Machulskiego, który w mistrzowski sposób stanął na wysokości zadania, jeżeli chodzi o grę i kreowanie postaci.


„Ostatni dzień lata" otrzymał główną nagrodę na festiwalu w Wenecji w 1958 r. W tym samym roku przyznano mu także nagrodę główną na EXPO w Brukseli i I nagrodę na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Londynie.

źródło: PAP, fot. domena publiczna
Więcej na ten temat