Pomoc, jaką Polacy z Wileńszczyzny kierują do ofiar wojny na Ukrainie, nie zalega w magazynach, ale trafia bezpośrednio do potrzebujących. Jest to możliwe dzięki zaangażowaniu wielu ludzi. Największy ciężar akcji ponoszą ci, którzy decydują się na wyruszenie z transportem na tereny objęte walkami, tacy jak Stanisław Łopuszyński, muzyk, który odłożył grę na klawesynie, by pomagać Ukrainie.
Akcja „Wileńszczyzna – Ukrainie” trwa, a do potrzebujących docierają kolejne transporty z pomocą. Tym razem rzeczy zebrane w Domu Kultury Polskiej w Wilnie i zakupione ze środków zebranych podczas akcji trafiły w okolice Kramatorska na wschodzie Ukrainy i do Jazłowca na Podolu. Oba transporty przewiózł Stanisław Łopuszyński.
Na tereny objęte walkami
Transport wyruszył z Warszawy w poniedziałek, 20 czerwca, z siedziby Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie”. Zebrane przez wilnian produkty przewiezione zostały dzięki zaangażowaniu pracowników fundacji. Dalej, aż na tereny objęte walkami, zawiózł je Stanisław Łopuszyński.
– To był już mniej więcej mój 30 wyjazd do Ukrainy w ciągu ostatnich 4 miesięcy. I tym razem dotarłem na front, w okolice Siewierska, dokładnie do miejscowości Drużkiwa. Dojechaliśmy tam w ciemnościach, jadąc na lampach pozycyjnych, a czasem bez żadnego oświetlenia, hamując na ręcznym, by nie sygnalizować naszej pozycji. Było też dużo rosyjskich samolotów, kilka razy chowaliśmy się w piwnicach w obawie przed nalotami. Poza tym kolumny czołgów, wybuchy słyszane z oddali, aż wreszcie wspaniali gospodarze, dzięki którym mieliśmy gdzie spać, stanowili zwieńczenie trasy, którą pokonałem w ciągu półtora dnia – opowiada dla TVP Wilno.
– W środę rano, ruszyliśmy do lokalnej szkoły, a poinformowani cywile, mieszkańcy okolicznych wsi, przyjeżdżali przez parę godzin odebrać żywność i artykuły higieniczne – materiały, które jak woda są potrzebne do codziennego funkcjonowania, a są tam koszmarnie drogie lub zupełnie niedostępne – opowiada Łopuszyński.
Dlaczego, pomimo zagrożenia, nadal pozostaje tam ludność cywilna? – Są to bardzo różne życiowe sytuacje. Jedna grupa to osoby, które coś trzyma. Mają np. zwierzęta, których nie chcą pozostawić lub kogoś bliskiego, kto nie może wyjechać. W drodze powrotnej miałem zabrać ze sobą żonę jednego z żołnierzy obrony terytorialnej. W ostatniej chwili odwołała wyjazd, powiedziała, że nie chce opuszczać męża w takiej sytuacji… Są też ludzie, których wybory najlepiej ilustruje powiedzenie „starych drzew się nie przesadza”. Po prostu nie chcą opuszczać domu. No i wreszcie zdarzają się przypadki pojedynczych osób, które naprawdę czekają na Rosjan. Tak też się niestety zdarza – mówi wolontariusz.
Jazłowiec – miejsce szczególne w polskiej historii
Tydzień później, 27 czerwca, Łopuszyński wyruszył w kolejną podróż, tym razem nieco krótszą, do Jazłowca w zachodniej Ukrainie. W tamtejszym klasztorze, którego historia związana jest głęboko z polską historią na Kresach, do początku rosyjskiej agresji na Ukrainę spokojnie mieszkały trzy siostry niepokalanki. Tuż po rozpoczęciu inwazji znalazło tam schronienie 150 matek i dzieci z Domu Samotnej Matki w Charkowie i napływają tam nieustannie kolejni uchodźcy, kobiety i dzieci.
Na Podole Łopuszyński wyruszył razem z kolegą, również muzykiem. – To świetny pianista, będziemy chcieli więc nie tylko dostarczyć pomoc, ale także zagramy koncert. Muzyka Chopina będzie więc rozbrzmiewać przy pałacu lub w parku, co, mam nadzieję, będzie wytchnieniem dla przebywających tam osób od dosyć trudnej codzienności – zapowiada.
W zorganizowaniu pomocy dla przebywających w Jazłowcu uchodźców pomogła Alena Zieniewicz z Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie”. Środki zamówione zostały w Polsce, dzięki czemu mogły być dostarczone szybciej i bez dodatkowych kosztów.
– Siostry wykonują w Jazłowcu niesamowitą pracę, przyjmują dosłownie każdego, kto potrzebuje pomocy. Prosiły o środki higieniczne i bardzo się cieszę, że ich zakup pokryła akcja „Wileńszczyzna – Ukrainie” – mówi pracownica fundacji.
Niedługo dotrą generatory prądu
Kolejnym wielkim problemem Ukrainy jest brak prądu, zwłaszcza na terenach objętych walkami. Organizatorzy akcji „Wileńszczyzna – Ukrainie” zdecydowali się więc zakupić 12 agregatów prądotwórczych, które już niedługo trafią do potrzebujących.
– Obecnie agregaty zakupione za środki zebrane w ramach akcji „Wileńszczyzna – Ukrainie” znajdują się w Poznaniu, czekamy na ich dostarczenie do Warszawy, a później, dzięki wsparciu ludzi, którzy nie boją się podejmowania ryzyka podróży na tereny objęte walkami, trafią na wschód Ukrainy – mówi Zieniewicz.
– W ramach akcji ogółem zebraliśmy przeszło 14 tys. EUR oraz sporo środków higienicznych i żywności. Myślę, że to dobrze świadczy o mieszkańcach Wileńszczyzny, którym nie jest wcale łatwo w obecnych czasach. Nasza akcja nie jest przecież jedyną, w jaką angażują się wileńscy Polacy – mówi Krystyna Zimińska, wicedyrektorka Domu Kultury Polskiej w Wilnie.
Przypomnijmy, że największa część zebranych pieniędzy, 10 tys. EUR, została przekazana na zakup specjalistycznych opatrunków medycznych, które zostały wysłane na tereny objęte walkami. Żywność i środki higieniczne zebrane przez wileńskich Polaków trafiły już w kwietniu do Winnicy, w centralnej Ukrainie.
– Oczywiście dalej będziemy zbierać środki, bo sytuacja jeszcze długo nie ulegnie poprawie. Zachęcamy więc do dalszych wpłat i wspierania Ukrainy w tych trudnych momentach – mówi Zimińska.
źródło: TVP Wilno/Ilona Lewandowska, fot. Facebook
Więcej na ten temat