L. Linkevičius: Litwa nie powinna przyjmować każdego Rosjanina próbującego uniknąć mobilizacji

L. Linkevičius: Litwa nie powinna przyjmować każdego Rosjanina próbującego uniknąć mobilizacji, fot. BNS/Paulius Peleckis
podpis źródła zdjęcia

Ambasador-at-large Linas Linkevičius, były minister spraw zagranicznych Litwy, uważa, że „debaty na temat tego, czy pozwolić na wjazd Rosjanom uciekającym przed mobilizacją, powinny odbywać się na poziomie Unii Europejskiej”.

Mówiąc o zapowiedzi Berlina, że Niemcy są gotowe przyjąć Rosjan unikających służby wojskowej, dyplomata wyraził obawę, że kraje europejskie stanęłyby w obliczu poważnych zagrożeń dla bezpieczeństwa narodowego, gdyby zezwoliły na wjazd wszystkim Rosjanom. 


„Z jednej strony nie jest to po prostu pomoc dla danej osoby. Z drugiej strony, może to stworzyć pewne napięcia w zakresie bezpieczeństwa, których nikt teraz nie potrzebuje” – oznajmił Linkevičius. 


Zdaniem dyplomaty Rosjanie zdali sobie obecnie sprawę, że mobilizacja stanowi dla nich zagrożenie i starają się jej unikać. 


„Jednak ludzie się nie zmienili. Słyszeliśmy i widzieliśmy badania opinii publicznej, z których wiele stwierdza, że 3/4 społeczeństwa popiera wojnę. W związku z tym ci ludzie mogą nadal stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa” – powiedział Linkevičius. 


MSZ zapowiedziało wcześniej, że przy wydawaniu wiz humanitarnych dla obywateli Rosji Litwa nadal będzie rozpatrywać każdy przypadek indywidualnie. Zdaniem ambasadora generalnego jest to stanowisko elastyczne. 


„Są przypadki humanitarne, gdy ludzie są prześladowani lub jeszcze bardziej prześladowani po wszystkich demonstracjach publicznych. Nigdy nie wiadomo, być może zmienią zdanie. To są bardzo indywidualne przypadki. Mówimy jednak, że nie powinniśmy dawać zielonego światła wszystkim masowo uciekającym teraz, bo nie wiadomo, co będą tu potem robić” – zaznaczył Linkevičius. 


Zauważył też, że rosyjskie społeczeństwo przez długi czas milczało, a ludzie udawali, że nie biorą udziału w polityce i tylko oglądali wojnę w telewizji, dopóki nie dotknęła ich osobiście. 


„Wtedy wyszli na ulice. Ci, którzy mieli pieniądze, wyjechali lub próbują opuścić kraj, czego dowodem są korki na granicy i ceny biletów lotniczych. Ci, którzy nie mają pieniędzy, protestują. Jest to sprzeczne uczucie. Z jednej strony można zrozumieć ich protest, ale gdzie oni byli, gdy pojawiła się informacja o masakrze w Bukareszcie?” – podkreślił Linkevičius. 


Dyplomata dodał jednak, że zmiany w Rosji często zachodzą nie wtedy, gdy ludzie protestują, ale gdy dochodzi do wojny lub rewolucji i teraz może tak być po tym, jak Rosjanie uświadomili sobie, że mogą być osobiście dotknięci wojną na Ukrainie. Zdaniem Linkevičiusa trudno jest przewidzieć wynik ostatnich wydarzeń. 

źródło: ELTA, fot. BNS/Paulius Peleckis
Więcej na ten temat