Według Nerijusa Mačiulisa, głównego ekonomisty Swedbank, to nie zagraniczni partnerzy, lecz same Stany Zjednoczone mogą najbardziej ucierpieć na skutek ceł ogłoszonych przez Donalda Trumpa. Po weekendowych decyzjach prezydenta USA i chińskich działaniach odwetowych, rynki zareagowały spadkami – europejskie kontrakty terminowe na akcje wyraźnie straciły na wartości.
„Reakcja rynków finansowych jest taka, że w ciągu dwóch dni od ogłoszenia taryf akcje spadły tak bardzo, jak tylko dwa razy w tym stuleciu. Wskaźnik niepewności gospodarczej osiągnął poziom porównywalny tylko z pandemią COVID. Nie wiem, czy taktyka polega na wprowadzaniu w błąd i utracie zaufania partnerów, ale chaos panuje również w USA” – powiedział Mačiulis w poniedziałek na antenie „Wiadomości Radiowych”.
Pomimo zapewnień sekretarza skarbu USA Scotta Bessetha, że recesja nie nadejdzie, a 50 krajów jest gotowych do negocjacji, wielu ekonomistów krytycznie ocenia skutki nowej polityki handlowej USA. Mačiulis podkreśla, że największe ryzyko spadku PKB i wzrostu inflacji dotyczy właśnie Stanów Zjednoczonych. Jego zdaniem inflacja za Atlantykiem może wzrosnąć nawet o 7%.
„Administracja Trumpa nie do końca wszystko przemyślała. Demokraci są przerażeni, ale nawet część Republikanów już zaczyna się wyłamywać. W Senacie przeszła pierwsza rezolucja próbująca powstrzymać cła na Kanadę – dzięki głosom dwóch Republikanów” – zaznaczył ekonomista. Jego zdaniem niepewność i panika na rynkach mogą tylko pogłębić kryzys.
Trump chce, jak mówi Mačiulis, „zabić trzy muchy jednym zamachem”: opodatkować zagraniczne firmy, zwiększyć wpływy do budżetu oraz obniżyć podatki dochodowe w kraju. Jednak ekonomista nazywa to podejście „archaicznym”. USA mają co prawda deficyt w handlu towarami, ale w usługach – dzięki gigantom technologicznym jak Apple czy Netflix – ten bilans się wyrównuje.
„Im bardziej rozwinięty kraj, tym większy udział usług w gospodarce. Automatyzacja też redukuje potrzebę zatrudniania w przemyśle. Trump chce przywrócić przemysł, ale to nie stworzy nowych miejsc pracy. Można przejść obok fabryki samochodów i nie zobaczyć ani jednej osoby. Cel może być jasny, ale narzędzia są nieskuteczne” – skwitował ekspert.
Ogłoszone przez Trumpa taryfy obejmują 34% na import z Chin, 20% na towary z Unii Europejskiej, 24% na Japonię i 26% na Indie. Na samochody wyprodukowane poza USA już obowiązują cła w wysokości 25%.
Reakcja Europy nie pozostaje bierna. Komisarz ds. handlu UE Maroš Šefčovič zapowiedział działania spokojne, ale stanowcze. Francja i Niemcy rozważają wprowadzenie podatku cyfrowego na amerykańskie firmy technologiczne.
Tymczasem europejskie giełdy notują gwałtowne spadki. Kontrakty futures spadły o ponad 5% w Mediolanie, 4% we Frankfurcie i 3% w Paryżu. Na otwarciu notowań Mediolan stracił 7,5%, Paryż, Madryt i Amsterdam – ponad 6%, a Londyn i Oslo – 5%.
„Wielka wyprzedaż trwa nadal, ponieważ inwestorzy szukają bezpiecznych przystani dla swoich pieniędzy” – powiedziała Susannah Streeter z Hargreaves Lansdown. Jej zdaniem Trump rozwiał nadzieje na złagodzenie polityki, a cła stają się „gorzką pigułką dla globalnej gospodarki”.
Największe straty notują spółki przemysłowe i technologiczne – Airbus, Kering, Rheinmetall, Commerzbank czy Melrose Industries. Globalne rynki nadal pozostają w stanie głębokiej niepewności, a efekty decyzji administracji USA będą odczuwalne jeszcze przez długi czas.